czwartek, 24 maja 2012

Zwierzęta

"Ulubieńcami domu" są tutaj osioł i pies.
Osioł jest głośny, niezwykle łakomy, a na imię mu Baltazar. Pamiętam, kiedy pierwszy raz poszłam go zobaczyć. Wydając z siebie straszliwe odgłosy, wybiegł ze stajni i pędził przez swoje pastwisko ( na szczęście ogrodzone) galopem, wprost na mnie. Miałam ze sobą kilka kromek chleba i 2 jabłka, żeby go poczęstować. Jadł mi z ręki, kręcił ogonem, a kiedy zobaczył, że już sobie idę, stał i żałośnie wył (jeśli wyciem można nazwać ośle odgłosy).

Pies wabi się Rox, kończy 14 lat w lipcu i uwielbia jeździć samochodem (jako pasażer oczywiście:) ).
Kiedy mamy jechać na zakupy, zalega murem przy samochodzie, a jeśli nie zostanie zabrany, uznaje to za najwyższy rodzaj kary i upokorzenia i patrzy w oczy z takim rozpaczliwym wyrzutem, że człowiek się czuje jak ostatnia świnia.
Rox jest bardzo sprytnym psem. Doskonale wie, w jakich godzinach ludzie mieszkający w domkach gościnnych jedzą obiad i pojawia się tam wtedy regularnie, a niby przypadkiem, w nadziei, że trafi mu się jakiś smaczny kąsek. Ponieważ to staruszek, to trzęsą mu się permanentnie łapy, sierść wyłazi garściami, oczy zachodzą bielmem, a jego oddech mógłby służyć jako broń biologiczna. Ale jest niezwykle przyjazny i radosny. Ma jeszcze czasem siłę, żeby poderwać się do szaleńczego biegu i zabawy.
Nelly uwielbia ich obu. Kiedy przychodzi w odwiedziny do Baltazara, ten kładzie jej łeb na ramieniu, żeby mogła go poczochrać. A Roxa, Nelly nazywa swoim kochanym dzieciątkiem. Codziennie rano podaje mu leki na poprawę kondycji stawów, które to (leki), przemyca w kawałkach biszkopta. Roxy niczego nie podejrzewa i oczywiście pożera wszystko, machając jak wściekły ogonem, jednocześnie siadając i podając łapę.

Nelly hoduje też kilka kur i koguta. Biegają sobie swobodnie po swojej zagrodzie, a na noc włażą do domków. Są tu też dwa okropne gąsiory, które syczą na każdego, kto się do nich zbliża i wyglądają na niezłe ziółka. Ich żona gęś jest jedna i sprawia wrażenie kompletnie zdominowanej i żyjącej we własnym gęsim świecie istoty.
Oczywiście jest tu też pełno dzikich kaczek. Latają sobie wolno, ale są prawie udomowione i wyrywają chleb z ręki.
Zresztą, w porze karmienia całe towarzystwo dostaje niemal "świętego szału". Kury gdaczą, kogut pieje, jak nakręcony, Baltazar wyje, gąsiory syczą bardziej niż zwykle, nawet gęś się ożywia i biegnie kołyszącym krokiem do korytka, zlatują się wszystkie dzikie kaczki, okoliczne drobne ptaki (wróble, sikorki, zięby, kosy i jeszcze jakieś inne, ale nie wiem, jakie to gatunki). Każdy czeka na coś dobrego. A pośród nich wszystkich biega Roxy, który jest tak zazdrosny, że zdarza mu się wyjadać ziarno kukurydzy, czy suchy chleb. Oczywiście w domu nawet nie tknie najbardziej chrupiącej bagietki, tylko patrzy ironicznie i ze wzgardą, jakby chciał powiedzieć: " żartujesz, prawda? JA miałbym zjeść coś takiego?"
W chwilach wspólnego karmienia wstępuje jednak w niego demon zazdrości i łakomstwa. Porywa nawet z rąk jabłka przeznaczone dla Baltazara i łapczywie je pożera.

La Vergnolle to raj dla wędkarzy. Są tu dwa zarybione stawy, w których żyją szczupaki, karpie i pewnie jeszcze jakieś inne ryby. Też dostają chleb. Czekają, aż wystarczająco namoknie, po czym podpływają powoli i z godnością i spokojnie skubią.

Wróble i inne małe ptaszki, są tak bezczelne, że prawie wchodzą do mieszkania. Te mniej śmiałe siedzą na płocie, patrzą czarnymi paciorkami oczu i ćwierkają ponaglająco o okruchy.

W ciągu dnia jest tu tak głośno jak w jakiejś ptaszarni. Kosy, sójki, dzięcioły zielone, jastrzębie, kruki...

W nocy z lasu przy domu słychać sowy (już o tym pisałam). Czasem wręcz mi nieswojo, kiedy w okolicach północy wychodzę na papierosa i w kompletnej ciemności zaczynają się odzywać, a dodatkowo wiatr wyje i szarpie gałęziami drzew....słychać skrzypienie w dachu...
Ale za to w słoneczne (zwłaszcza) dni bywa lepiej. Jaszczurki zwinki wręcz umykają z pod nóg, motyle i pszczoły latają.
Ale nic nie jest do końca piękne... Jest tu bardzo dużo ogromnych szerszeni, które namiętnie latają wokół mojego domu i włażą w szczeliny w murze. Nie wiem, czy nie mają gdzieś gniazda w dachu. Poprosiłam Nelly o moskitierę, bo boję się, że mogę umrzeć, jak mnie taki skurczybyk użądli. Dziś rano z zimną krwią zatłukłam dwa.

3 komentarze:

  1. Agni - świetnie się czyta. Proszę o więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Więcej będzie na pewno bo jestem tu do jesieni.

      Usuń
  2. A już widziałam starego Roxa w kapeluszu Borsalino, z papierosem w jednej łapie jak od niechcenia kręci kierownicą :) Super.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.